Od kilku dni jestem w Tatrach. Często wyjeżdżamy w góry. Śmiało mogę powiedzieć, że od kilku lat przynajmniej raz w roku przemierzam szlaki górskie. Czy to oznacza, że uwielbiam tego rodzaju wypoczynek? Że uwielbiam na wakacjach wieczorami poczucie totalnego zmęczenia fizycznego? Ooo nie, na pewno nie. Tu muszę się przyznać, ze bliższego mojemu sercu są wakacje z książką, nad wodą i słoneczkiem, ….ale coś przecież muszę lubić w tych górach, skoro ciągle tu wracam. Jedni lubią to dla zapierających dech w piersiach widoków, inni dla obcowania z naturą, jeszcze inni chcą sprawdzić siebie, rzucić sobie kolejne wyzwania i zdobyć cel jakim jest kolejny szczyt.

Te wszystkie przyczyny (pewnie jest ich jeszcze więcej), dla których jest tak wielu pasjonatów gór, jakoś w magiczny sposób znikają w momencie, gdy przychodzi pierwsze zmęczenie. Jakoś w momencie, gdy myślę, że płuca zostawiłam na niższych partiach a kondycję w domu, nie motywuje mnie fakt, że za chwile czekają na mnie widoki, których nie będę w stanie zobaczyć jeśli sama tam nie wejdę (zdjęcia oddają tylko część wrażenia). Raczej wtedy mam w głowie myśli typu „Po co ja tu włażę?”, „Mogłam przecież leżeć na leżaku”, „Dlaczego muszę się tak męczyć?”. Oj w tym czasie nie myślę o tym, że to kolejne wyzwanie, którym udowodnię sama sobie, że stać mnie na wiele.
Jest jednak coś co kocham w górach, na szlakach i podczas zdobywania kolejnych szczytów najbardziej. Najśmieszniejsze jest to, że zdałam sobie z tego sprawę dopiero kilka dni temu. To jest uprzejmość, życzliwość i dobre słowo od innych turystów, którzy przecież sami mierzą się z podobnymi wyzwaniami jak ja. Dla jednych te wyzwania są większe a dla innych mniejsze, bo każdy z nas jest na innym stopniu zaawansowania. Po górach chodzą pasjonaci i kanapowcy, starsi i dzieci, szczupli i grubi, wolni i szybcy. To jest cala armia ludzi, którzy mają do pokonania te same bariery, te same przeszkody i pewnie mają w głowie czasami te same myśli co ja. A jednak nikt z nikogo się nie wyśmiewa, nie pospiesza, nie goni. Wręcz odwrotnie. Nigdzie indziej nie znajdziesz tyle życzliwości od obcych osób jak na szlaku. Tutaj każdy powie „Dzień Dobry”, sam z siebie doda, że już niedaleko, albo „Najgorsze już za Wami”, pochwali dzieci, że są dzielne, poda rękę i pomoże przejść trudny kawałek, gdy jest taka potrzeba. Tu ludzie mimo zmęczenia chętnie podzielą się swoim doświadczeniem z poprzednich wypraw i pożartują. I właśnie to zawsze ładuje moje baterie. To jest to, dlaczego wracam na te szlaki i dlaczego mam siłę i chęci do dalszego pokonywania własnych słabości.
Moje powyższe przemyślenia są oparte na prawdziwych doświadczeniach, ale mogą również posłużyć jako symboliczne odniesienie do życia codziennego. Każdy z nas podejmuje się kolejnych wyzwań (kolejnych szczytów) i po drodze do osiągnięcia każdego z nich trafiamy na przeszkody, na momenty, gdzie nasza motywacja opada i nie pamiętamy już o nagrodzie, jaką jest zdobycie celu, albo ten fakt nie motywuje nas już tak bardzo. W tym czasie bardzo pomocni są inni ludzie, którzy nas wspierają, pokazują, że w nas wierzą, że damy radę. Czasem to jest tylko dobre słowo, czasem to jest pomocna dłoń a czasami to jest pokazanie innej drogi. Ja jestem pewna, że wiele moich osiągnięć dokonałam dzięki takiej motywacji. Zarówno na szlakach jak i poza nimi.
Warto otaczać się życzliwymi ludźmi, bo dają nam pozytywną energię do działania, dodają nam motywacji. Z każdym kolejnym krokiem jesteśmy zawsze bliżej celu (szczytu), więc nieważne, że powoli, ale idź dalej. Oby nigdy wśród nas nie zabrakło dobrego słowa, życzliwości i uśmiechu dla drugiego człowieka. Tego życzę nie tylko sobie ale nam wszystkim.
Pozdrawiam
Justyna